Szalony pomysł
Napisałem kiedyś na moim blogu… „Tizaonana Zambio” – co oznacza „do zobaczenia Zambio”…
No i zaczyna się… 😛
1,5 miesiąca temu, w czasie wyjazdu na mszę św. niedzielną do Częstochowy, moja żona zaczęła się zastanawiać, czy czasem aby przez przypadek nie chciałbym znowu polecieć do Zambii??…
Oczywiście powiedziałem, że chyba sobie za długo na światła patrzyła i coś jej się ten tego… jednak chwilkę potem dodała: Ale nie sam! Tylko z Łukim….. (Łuki ma 6 lat)
Wziąłem telefon i na facebooku napisałem szybko wiadomość do s.Valerii pytanie czy by mnie przenocowały na misji gdybym przez przypadek zdecydował się przylecieć z synkiem?.
Odpowiedź siostry była baaaaardzo szybka.. :”Marcin your welcome!” :D… No to cóż było robić? Aga odpaliła w domu komputer i po kilku godzinach szukania znalazła dwa bilety do Zambii w bardzo dobrej cenie.
Zaczęliśmy z synem szczepienia tropikalne w centrum chorób tropikalnych na ul.Kopernika w Krakowie… Żółtaczki, wścieklizna, cholera, dur brzuszny, meningokoki, żółta febra…

Los chciał, że kilka dni później okazało się że jest w Polsce nasza s.Józefa z naszej misji w Mpanshya i Chamilala w Zambii. Po kilku telefonach ustaliliśmy że spotkamy się 12 października.
Na spotkanie z s.Józefą pojechaliśmy całą naszą rodzinką. Omówiliśmy szczegóły wyprawy na misję, co możemy zrobić, w czym możemy pomóc, co przewieźć siostrom i ogólnie cały ramowy plan działania. Potem zaczęliśmy działać.

Dlaczego z synkiem?
Idea jest prosta. Chcemy pokazać dziecku jak żyją jego koledzy i koleżanki w innej części świata. Chcemy, żeby od małego uczył się, że nie wszyscy na świecie żyją tak samo. Chcemy żeby uczył się, że bezinteresowne pomaganie innym ludziom jest naprawdę czymś wspaniałym i wartościowym. I w ogóle chcemy żeby poznawał świat. A że mamy taką możliwość i znajomości, to należy z tego korzystać 😉
Co mamy do zrobienia? Jak zawsze okaże się na miejscu T I A 😉 Jedziemy do Chamilali, do nowej placówki, w której pracuje siostra Józefa. Byłem tam 4 lata temu kiedy zawoziłem aparaturę do EKG. Dodatkowo mam dostarczyć z Polski części do motocykla dla księdza Pawła SDS, który też od kilku lat już pracuje w Zambii, a z którym już się podczas mojego ostatniego pobytu w Zambii spotkałem. Motor mu się zepsuł i nie można było dostać do niego części zamiennych na miejscu. Więc mu je zawieziemy 🙂
Jak to zwykle u nas bywa pakowanie zostało na ostatnią chwilę. Do domu wróciłem z delegacji dopiero 12 listopada rano, więc de facto został jeden dzień na załatwienie wszystkiego. A naprawdę tym razem nie było kiedy wszystkiego przygotować. Nawet walizki nie mieliśmy, bo okazało się, że nasza poprzednia nie przeżyła jakiegoś wyjazdu rodzinnego i była zniszczona. Trzeba było na szybko coś zorganizować. Na szczęście pan sprzedawca u którego zamówiliśmy nową dał się uprosić i wysłał ją w ekspresowym tempie tak, że doszła na czas.
Pozostało rozpocząć pakowanie, w którym dzielnie towarzyszył Łuki.

Po spakowaniu walizek mogliśmy wreszcie chwilę odetchnąć…

To nasza część bagaży. Jeszcze będą dwie duże walizki Sióstr.
Byliśmy gotowi na wyprawę 😉