Ruszamy – 23.09.2021
No to wyruszyliśmy 😃
Rano zapakowaliśmy wszystkie walizki do Caddyego – zajęły calusieńki bagażnik 😝. Tylko, że naszych było w zasadzie trzy, dwie duże i jedna mała. Cała reszta to walizki Sióstr ;). Potem całą rodzinką wyruszyliśmy do Warszawy.

Podróż przebiegła spokojnie i po paru godzinach byliśmy już na Okęciu. Po drodze udało się jeszcze odebrać baterię z paczkomatu (taka nasza przygoda). A było tak.. Wczoraj chcieliśmy kupić zapasową baterię do kamery. Jest w Krakowie jeden duży sklep, w którym można kupić chyba wszystkie możliwe rodzaje baterii. Zadzwoniłem więc na infolinię z pytaniem, czy dostaniemy tą baterię „od ręki”. Dowiedziałem się, że tak. No to pojechaliśmy. Na miejscu okazało się, że niestety nie mają jej na stanie, a nie mogą zamówić dostawy na dziś, bo już było 4 minuty po czasie składania zamówień. Kolejna dostawa mogłaby być dopiero na następny dzień koło południa. A my mieliśmy wyjeżdżać o 10 rano. Istniało ryzyko, że nie zdążymy jej odebrać. Nie chcieliśmy się jednak poddawać i tak łatwo odpuszczać ;P. Udało się znaleźć na allegro baterię, zakupić z odbiorem w paczkomacie w dowolnym miejscu w Polsce. Nie namyślając się długo, wybraliśmy paczkomat najbliżej Okęcia i z lekkim dreszczykiem emocji oczekiwaliśmy na sms z informacją o dostawie. Przyszedł w trakcie podróży, więc zdążyliśmy. Jupii… Może uda się nagrać filmy z podróży.
Hehehe… Myślałby kto, że tak po prostu ze wszystkim zdążyliśmy. Na lotnisku okazało się że musieliśmy przepakować walizki, bo Siostry, z którymi lecimy dostały jeszcze sporo rzeczy do przewiezienia i jakoś to trzeba było pomieścić. Dobrze, że była jedna prawie pusta walizka w zapasie. Przekładaliśmy rzeczy, a dzieci „pilnowały” pozostałych bagaży. Każdą walizkę osobno zawinąłem w stretch i zakleiłem taśmą z firmowymi napisami. Nikt inny nie będzie takiej miał, więc liczę na to, że bez problemu „namierzymy” na miejscu nasze wszystkie walizki.
Efekt tychże działań był taki, że prawie się spóźniliśmy na samolot 🤣🤣🤣
Po dokonanej odprawie, sprawdzeniu naszych testów Covidowych (ten punkt programy trwał całe wieki, każde zaświadczenie było skanowane i trzeba było czekać), mogliśmy nadać nasze walizki. Paaaa, poleciały do Lusaki – mam taką nadzieję, że nie powtórzy się historia z 2019r😜.
Pożegnaliśmy się z mamusią i chłopakami, i następnie prawie biegiem pokonaliśmy labirynt z taśm zabezpieczających w kierunku odprawy bezpieczeństwa. Przed wejściem do samolotu, udało się jeszcze napełnić bidony wodą. Po ostatnim doświadczeniu, gdzie za malutką butelkę wody przyszło mi zapłacić kilkanaście zł na lotnisku, postanowiliśmy kupić butelki z filtrami i nalać poprostu wody z kranu. Wyszło taniej i bardziej eko, bo butelki jeszcze nie raz się przydadzą.
Pierwszy przystanek to stolica Kataru – Doha. Sam lot by super. Zresztą B787 Dreamliner to jest bardzo wygodny samolot. Na pokładzie dostaliśmy obiadek, obejrzeliśmy sobie filmy i trochę mogliśmy odpocząć.
Ładowanie i transfer w Doha były bezproblemowe. Z samolotu wsiedliśmy do autobusów, które nas zawiozły na terminal. Tam sprawdziliśmy, gdzie mamy naszą bramkę do odlotu i udaliśmy się w długi spacer po tym bardzo ładnym lotnisku.
Lotnisko w Doha jest jednym z najładniejszych lotnisk jakie widziałem. Do tego jest ogromne. Po kilkunastu minutach dotarliśmy na miejsce skąd będziemy wsiadać do samolotu. Teraz czekało na nas jakieś 3,5h czekania, więc poprosiłem Łukiego, żeby poszedł spać. Nie zajęło mu to długo jak już słodko chrapał.
Kiedy podstawili nam samolot ustawiła się dużo kolejka do boardingu. No i znowu okazało się że podróżowanie z dzieckiem ma swoje plusy. Pan z obsługi, gdy zobaczył Łukiego, to zaprowadził nas bokiem do odprawy. Cała nasza 7-mio osobowa grupa przeszła poza kolejnością. Siostry były nawet zadowolone, że nie musimy stać w tej kolejce. Do Lusaki mamy około 7h lotu, więc na pewno idziemy spać w samolocie, zwłaszcza, że jest już 2:30 lokalnego czasu (1:30 w Polsce). Lecimy też B787, więc powinno być wygodnie.
Wysłaliśmy się całkiem nieźle. Łukasz spał na fotelach obok, a ja sobie rozłożyłem mój i też całkiem nieźle odpocząłem. W nocy było sporo turbulencji, ale wszystko generalnie ok. Śniadanko też mieliśmy. Jajecznica z kiełbaską, ziemniakami i sałatka owocowa.
Rano wypełniłem dokumenty wjazdowe do Zambii. Następnie wysłałem relacje na whats app zanim mnie rozłączy pokładowy internet. Na miejscu mam w planach kupić zambijską kartę telefoniczną. Ale nie wiem, kiedy to nastąpi.