Peniche i Cabo Carvoeiro (uwaga znowu dużo zdjęć ;)
Coś ten nasz dojazd do Lizbony się wydłuża. Pierwotnie mieliśmy jechać do Sintry, ale w trakcie jazdy zmieniliśmy zdanie i skierowaliśmy się do miejscowości Peniche na przylądek Cabo Carvoreiro. Już z daleka widać było, że przed nami jest coś pięknego. Zatrzymaliśmy się przy pobliskiej plaży. Wydawało nam się, ze pogoda jest idealna do plażowania. Niestety po wyjściu na wydmy przywitał nas taki wiatr, że szkoda mówić. W pobliskiej kawiarni siedzieli surferzy i czekali na zdjęcie czerwonej flagi. Więc pooglądaliśmy widoki i zapomnieliśmy o kąpieli.Na wydmach rosło dużo różnych sukulentów 🙂
A my zachwycaliśmy się złocistym piaseczkiem i falami na oceanie. Kawałek dalej wjechaliśmy do miasta mijając mury obronne. Na poboczu wzdłuż wybrzeża zobaczyliśmy kilka zaparkowanych samochodów. To też się zatrzymaliśmy. I warto było, bo widok zapierał dech w piersiach. W przewodniku doczytaliśmy, że Peniche to miasto surferów. I wiadomo dlaczego. Fale oceanu rozbijają się potężnym hukiem o skały. I na własnej skórze można poczuć atmosferę tego miejsca. Woda fruwała w powietrzu. Nasze okulary przeciwsłoneczne szybko pokryły się warstewką soli, skóra również.
Ze względu na swoje położenie Peniche z trzech stron otoczone jest oceanem. Nie ma tu dużo obiektów do zwiedzania. Ale jest wiele takich widoków, że żadne zabytki się z tym nie równają.
W następnym miejscu było sporo skał. Jakby je ktoś bez ładu i składu porozrzucał. Ale w równowadze warstwami jedna na drugiej stały. Widok był naprawdę niesamowity. Do tego na skalach woda rozbijała się do wysokości kilku metrów. Można tak było stać i sobie patrzeć bez końca. …:))))
Kolejnym przystankiem była latarnia morska na Cabo Carvoeiro. Zaraz za nią był punkt widokowy w najbardziej wysuniętym w stronę oceanu kawałku ziemi. Dookoła skały, klify…. wow. W tle widać Archipelag Berlengas.
Peniche to miasto portowe. Do XVI wieku było wyspą o obwodzie 10km, później na skutek zamulania wąskiego kanału zostało połączone ze stałym lądem. Dzisiaj jest kurortem. I warto ją odwiedzić.
Zgłodnieliśmy. Podjechaliśmy do centrum w poszukiwaniu jakiejś restauracji, żeby zjeść obiad. Udało nam się trafić do portu. Kolor wody był niezwykle zielony. Niedaleko stał zamek – twierdza obronna Patrimonio de Estado, który szybciutko zwiedziliśmy. Zamek stał na wysokich skalach, więc mieszkańcy miasta mieli możliwość bronić się przed piratami. Twierdza została wzniesiona w XVi wieku podczas wojen portugalsko-hiszpańskich o wolność kraju. W czasie I wojny światowej przetrzymywano tam niemieckich jeńców. Później było tam jedno z najcięższych więzień w kraju. Obecnie jest tam muzeum.
W pobliskiej restauracji zjedliśmy pyszny obiadek. Dzisiaj łosoś i miecznik. Rybki podane były z ziemniaczkami i sałatka. Najtaniej nie było, bo łosoś 8,5euro, miecznik 10euro.
Peniche ma bardzo ładny port. Ponieważ mocno grzało słoneczko, więc szybciutko się po nim przespacerowaliśmy 🙂
Posiliwszy się postanowiliśmy ruszyć dalej. Pranie częściowo nam podeschło. Na polu 25 stopni. Po drodze jeszcze umyliśmy samochód, bo już był cały w soli i piasku.