Obiad w Luarca
Jadąc dalej postanowiliśmy coś zjeść. Tu przy autostradach nie ma tak jak w Polsce miliona stacji benzynowych, które prześcigają się w tym, co podać do jedzenia podróżującym. Jak się zdarzy jakiś parking, to jest dobrze ;). Zjechaliśmy więc z autostrady do miejscowości Luarca i wjechaliśmy do centrum, żeby coś zjeść.
Bez problemu udało nam się zaparkować i skierowaliśmy się do pobliskiego baru. Jak się okazało miał na szybie naklejkę TripAdvisor, więc była szansa na smaczny posiłek :). Zamówiliśmy sobie Menu del Dio (danie dnia), gdzie za 12euro za osobę zjedliśmy żółtą zupę (ziemniaki+smak ryby) i drugie danie (szynka zapiekana w serze oraz smażona ryba z frytkami i sałatką z majonezem). Porcje były tak ogromne, że nie daliśmy rady :).
Pojadłszy mogliśmy udać się na spacer. Rzeka Rio-Negro płynie przez środek miasteczka i jest przez nią przerzucone siedem mostów.W tej rzece było tyle ryb, że szkoda mówić. Tylko denerwowały nas mówiąc: złów mnie, złów mnie ;P
Luarca jest zwana „białym miastem” Wybrzeża Kantabryjskiego”
Ujście rzeki do morza
Na wzgórzu widać latarnię morską oraz pałac palacio del Marques de Ferrera. Niestety nie chciało nam się tam wspinać, więc podziwialiśmy go z daleka ;).
Widok na port
Plaża i skaliste wybrzeże.
Piasek na plaży miał kolor żółto-czarny. Nie zachęcał do chodzenia po nim..
W drodze powrotnej do samochodu spotkaliśmy takie o to roślinki 😉
Miejscowe domy, wyrastające dosłownie ze skał
Studzienka w chodniku. Bomberos to strażacy
Koszulki w miejscowym sklepiku
Taka oto mewa siedziała sobie koło nas, jak obserwowaliśmy rybki
o