Startujemy – 2.11.2023
Dzisiaj razem z Wojciechem lecimy do Zambii. Pobudka była o 3:00 w nocy, bo wylot mieliśmy o 6 rano. Na wpół śpiąc zjedliśmy szybkie śniadanie, Zapakowaliśmy walizki do samochodu i ruszyliśmy na lotnisko w Balicach. Mamy wielkie szczęście, bo odwozi nas mama i chłopaki. W środku nocy miasto było puste. Jechało się bardzo przyjemnie po ostatnich korkach (w Krakowie rozpoczęto dużo remontów i ciężko przemieszczać się samochodem w ciągu dnia), szybciej niż zakładałem, bo tuż przed godziną 4 rano dotarliśmy na Balice. Wysiedliśmy na Kiss&Ride z walizkami, a mama z chłopakami pojechała na parking. Od razu z Wojciechem udaliśmy się do odprawy bagażowej, żeby nadać nasz główny bagaż, Przed wylotem otrzymałem wiadomość od linii lotniczych, że jeśli planuję podróż poza granice UE, to powinienem się zgłosić na lotnisku minimum 3 h przed odlotem.

Wczoraj wieczorem mieliśmy trochę stresu. Próbowaliśmy odprawić się na lot i udało się to tylko na jedną część. Miałem karty pokładowe z Amsterdamu do Lusaki. Niestety z niewiadomych powodów nie mogłem nas odprawić z Krakowa do Amsterdamu. Na stronie linii lotniczych KLM (lecimy Kenya Airwais obsługiwane przez KLM) widniała tylko informacja o ewentualnych odwołaniach lotów z powodu złych warunków atmosferycznych. No to się nam przygoda zaczęła. Wydrukowałem więc tylko potwierdzenie próby odprawienia się i z tą kartką podszedłem do stanowiska na lotnisku. Tym razem pani, która nas obsługiwała była bardzo skrupulatna. Ważyła nam nawet bagaż podręczny i nie chciała się zgodzić na zabranie go do kabiny. Przekonywałem ją, że lecę z dzieckiem i ląduję dopiero na następny dzień u celu, muszę mieć dla niego jedzenie i ubrania. No to się łaskawie zgodziła. A potem wydrukowała pokładowe. Uff… walizki nadaliśmy do Zambii i poszliśmy na kontrolę bezpieczeństwa.

Pożegnaliśmy się, mama dostała buziaki i uściski, Łuki i Kacper też nas wyściskali i poszliśmy na kontrolę. Tutaj wszystko poszło sprawnie. Po kontroli od razu poszedłem do łazienki napełnić woda nasze bidony podróżnicze. My to jesteśmy już doświadczeni, więc bidony z filtrem to podstawa. Zamiast kupować drogą wodę butelkowaną w sklepie na lotnisku, nalewam kranówkę do bidonów. Przed wylotem sprawdziłem jeszcze, czy w Amsterdamie też jest woda pitna i dzięki temu sposobowi zapewniłem nam napoje na cały lot :).
Mama dzielnie nam towarzyszyła aż do „ścieżki Shreka”, czyli tej wyznaczonej taśmami trasy, która idziesz i idziesz, a tak na prawdę jesteś w tym samym miejscu. Samolot niewielki, ale za to pełny. zajęliśmy miejsca i ruszyliśmy w podróż. Wojtek się cały czas uśmiecha. Tym razem lecimy liniami KLM, więc nasz samolot jest biało-niebieski.
Kiedy rozpoczął się boarding, poszliśmy do naszej bramki, a następnie autobus zawiózł nas do naszego samolotu.





Dostaliśmy w czasie lotu posiłek – Chlebek bananowy z sokiem pomarańczowym i kawą dla mnie. Wojtek dostał też kredki i kolorowankę od pani stewardesy, więc dodatkowo mi się buzia uśmiechała. Lądujemy – pierwszy przystanek w Amsterdamie.




W Amsterdamie była burza i mocno wiało, więc kapitan samolotu powiedział, żeby na ostatnią fazę lotu zapiąć pasy. Sprawdziła się prognoza pogody zapowiadana wczoraj na stronach KLM. Lądowanie nie należało do najmilszych i najspokojniejszych. W pewnym momencie miałem wrażenie, że się ślizgamy po pasie startowym. Na szczęście obyło się bez przygód.
Wysiedliśmy z autobusu i udaliśmy się na odprawę paszportową. Kolejka była bardzo długa, a co ciekawe stało w niej bardzo dużo Ukraińców lecących do Vancouver. Kiedy przyszła nasza kolej na odprawę, okazało się, że po raz pierwszy musiałem udowadniać, że Wojtek leci ze mną legalnie. Celnik odpytał mnie na okoliczność, czy jest zgoda drugiego rodzica na podróż. Sprawdził także, czy Wojtek wraca do Europy razem ze mną, czy mamy takie same bilety na lot powrotny. Dobrze, że Aga dała mi w ostatniej chwili dokument notarialny, który potwierdzał jej zgodę na wyjazd Wojtka ze mną. Nie miałem co prawda dokumentu w języku angielskim, a tylko ksero po polsku, ale to wystarczyło. Celnik zrobił sobie kopię dokumentacji i nas puścił dalej. Zeszło nam całkiem długo na odprawie, ale koniec końców bez problemu przeszliśmy i opuściliśmy teren UE.
Do odlotu mieliśmy jeszcze jakieś 1,5h, więc spędziliśmy ten czas na szukaniu naszego Gate’a, odpoczywaniu, oglądaniu różnych samolotów za oknem i napełnianiu bidonów wodą.
Nasz samolot to wielki Boeing 777-300. my mamy miejsca prawie w samym ogonie, co jest fajne, bo blisko do jedzenia, picia i ubikacji.




Wystartowaliśmy z lekkim opóźnieniem, bo nad Amsterdamem rozpętała się solidna burza i deszcz, ale koniec końców wzbiliśmy się w powietrze i bardzo szybko osiągnęliśmy pułap przelotowy, tj. 10tys m npm. Lecimy z prędkością blisko 920km/h, 10668m wysokości pokazuje aktualnie wyświetlacz.
Zjedliśmy już pyszny obiad. był kurczak z ryżem i dosyć dobre sałatki. Tradycyjnie już popiliśmy to pyszną Coca-Colą aby trawienie było właściwe i obecnie cieszymy się wydętymi jak baloniki brzuszkami.
Lot przebiega spokojnie i obecnie lecimy nad terytorium Egiptu. Wojtek uczy się obsługiwać monitor pokładowy, toaletę, a przede wszystkim trenuje z cierpieniem jedzenie na wąskim stoliczku i pilnowanie żeby się nie ubabrać.

Ja już spałem chyba że dwie godzinki, ale zaraz idę jeszcze troszkę pospać, bo mamy do Nairobi ok 4h10min. Najbardziej mnie cieszy fakt, że mam darmowe WiFi. Jest ono tylko do wysyłania wiadomości, bo wszystkie inne opcje są już płatne dodatkowo. Ale to wystarczy żeby wysłać do rodzinki relację. Niestety nie działa mi moją pokładowa ładowarka w monitorze i zostało mi 24%baterii, ale jak już będzie źle to zaszyję się na kilka minut w WC, bo tam jest gniazdko sieciowe.
W samolocie jest cieplutko, tym razem polary nie są potrzebne. Wojtek odkrył w plecaku niespodziankę od mamy. Te oczy kiedy ją odpakował, wyrażały bezgraniczne uwielbienie. Od razu coś narysował, a potem mi pokazał. Zanim zasnęliśmy podziwialiśmy jeszcze piękny zachód słońca.


Zjedliśmy kolację w postaci pysznej pizzy. Wylądowaliśmy w Nairobi o godzinie 22:08. Długo trwało zanim wyszliśmy z samolotu, ale nam się nie spieszyło. Do następnego lotu musimy czekać do rana..
Mamy takie czadowe leżanki z widokiem na …



