Ostatni dzień w Chamilali – 6.10.2021
Wstaliśmy dzisiaj mega wypoczęci i zrelaksowani. Noc była przyjemnie chłodna, a poranny wiaterek przyjemnie rozpoczął dzisiejszy poranek. Zjedliśmy śniadanie, ale nauczony doświadczeniem, tym razem jajek nie jadłem.
Dron oczywiście od rana w użyciu.
Poranny widok na Zambezi Ujście Luangwa do Zambezi – trzy kraje Mozambik, Zambia i Zimbabwe Nasz safari lodge z widokiem na wioskę i Zambezi Zambezi Cała ekipa Tu dzisiaj spaliśmy Na śniadanku
Po śniadaniu pojechaliśmy kupić ryby na targ rybny w Luangwa. No i znowu poderwałem mój latający aparat w powietrze. Niezwykle zainteresowanie wzbudza to urządzenie w miejscowej ludności, wszyscy machają i się uśmiechają do tego głośnego moskita.
Market rybny w Luangwa
Tiger fish Kupujemy ryby
Nasz pokój kosztował 500 kwa, czyli 119zł/ dobę
Po targu ruszyliśmy w drogę powrotną do Chamilali. Zatrzymamy się jeszcze na chwilę w ZESCO czyli tutejszym odpowiedniku naszego TURONA. Siostra Alphonsina poszła porozmawiać o możliwościach podpięcia Chamilali do sieci. Nie jest to prosta sprawa, bo to wymaga ogromnych inwestycji, ale od czegoś trzeba zacząć.
Podczas oczekiwania na parkingu, słońce mocno nam dogrzewało. Łuki z Meggi i Bronią grali w UNO. A ja skorzystałem z dostępu do internetu i wysłałem zaległe relacje :).
ZESCo Office
Po drodze zatrzymaliśmy się w jednej wiosce, żeby zabrać ze sobą siostrę Lucy. Była ona w domu na pogrzebie swojego kuzyna którego pożarł krokodyl. Trochę creepy opowieść, ale to było tak, że popłynęli wieczorem na ryby. W czasie wyciągania sieci, krokodyl podpłynął, złapał go za rękę i wciągnął do wody. Jego kolega z którym był próbował mu pomóc trzymając go za drugą rękę, jednak krokodyl był za silny i porwał tego mężczyznę. Szukali go 3 dni, w końcu znaleźli, ale był już do połowy zjedzony. Została tylko góra i ten fragment ciała pochowali. Facet miał 29 lat i osierocił jedno dziecko. Podobno ostatnio było sporo wypadków na Luangwa z krokodylami..
U Siostry na wiosce Droga i przydrożna wioska
Dojechaliśmy do Luangwa Bridge. Tu zostawiliśmy Meggi i s.Lucy, bo one jadą do Mpanshya, a my skręciliśmy w kierunku Chamilali. Trzeba się spakować, bo jutro Lusaka, a poza tym Łuki ma do odrobienia sporo lekcji z ostatnich dwóch dni.
Dojechaliśmy do Chamilali. Jest zdecydowanie cieplej i tym razem słońce świeciło w czasie całej naszej jazdy… My z Łukaszem na pace tym razem się mocno dogrzaliśmy. Dobrze, że mieliśmy zapas wody, bo skwar dziś okrutny. Już jesteśmy w domu. Zjedliśmy obiad i teraz czas na naukę. W tym czasie Meggi dotarła do Mpanshya, bo mi wysłała takie zdjęcie
W Chamilali mamy obecnie 34 stopnie w domu. Na zewnątrz jest gorzej siostra mówi, że w słońcu będzie 50°C – dlatego pora największego słońca jest pora sjesty… Nie da się funkcjonować w takiej temperaturze
Dzień minął dosyć szybko. Było co prawda bardzo gorąco, ale dzięki temu że mamy teraz działający wentylator upał już nas tak nie wykańcza. Całe popołudnie spędziliśmy na pakowaniu walizek. Siostra przygotowała dla mnie moringę o którą prosiłem i bardzo się cieszę, że znowu będzie szansa przywieźć do Polski prawdziwy i w 100% oryginalny produkt
Łukasz poszedł późnym popołudniem bawić się z kolegami. Taka pożegnalna gierka w „bolę”
Pani Basia, nauczycielka Łukiego ze szkoły przysłała nam dzisiaj pozdrowienia dla niego od niej i całej klasy Łuki się bardzo ucieszył i też chciał wszystkich pozdrowić, dlatego poprosiliśmy jego kolegów, żeby razem z nim nagrali dla klasy w Polsce pozdrowienia
Poszliśmy też z Łukaszem zanieść do tutejszego przedszkola klocki, które ze sobą przywieźliśmy. Dzieci co prawda już nie było, ale zostawiliśmy klocki pani Kasimbie, która jest wychowawczynią w preschoolu. Bardzo się ucieszyła i powiedziała, że jutro zaniesie dzieciom.
Idziemy do przedszkola Przedszkole w Chamilali
Kolacja i spać. Już jesteśmy spakowani i gotowi do drogi. Jutro opuszczamy już Chamilalę i jedziemy do Lusaki. Zatrzymamy się w Kasisi, gdzie będziemy już do wylotu do Polski. Plan jest taki, żeby wyjechać zaraz po śniadaniu, czyli ok 7:40.