Wieczna lampka i farma Beniamina – 28.09.2021
Wstaliśmy dzisiaj o godzinie 5:30. Generalnie ja to się obudziłem już o 1 w nocy, bo myślałem że rano, ale na całe szczęście udało mi się jeszcze zasnąć. Ubraliśmy się z Łukim i chcieliśmy się umyć przed wyjściem na mszę św, ale się okazało, że nie mamy wody w kranie… hihihi Zaczyna się prawdziwe życie na misji, bo co by nie mówić, poranna toaleta nie obejmuje tylko mycia zębów. Mam nadzieję, że woda wróci zanim zrobi się gorąco, bo będzie źle.
Poranny gość – modliszka Mnie też zaatakowała
Idąc do Sióstr zabraliśmy ze sobą rzeczy, które przywieźliśmy czyli: kukułki, kawę Jacobs, obrazek kard. Wyszyńskiego i poszliśmy do konwentu. Przywitała nas s. Sabina. Bardzo się ucieszyła z prezentów – Siostra uwielbia kukułki . Obrazek kard. Wyszyńskiego ucałowała i zaniosła do kaplicy. Za chwilkę przyszła Meggi, a po niej przyjechał tutejszy ksiądz Zambijczyk. Ksiądz miał super kazanie. Meggi się śmiała potem, że czasem mu wyjdzie.
Mówił o błogosławieństwie. O tym, że tu na misji wszyscy ludzie są błogosławieni przez Boga. Nie tylko katolicy, ale też poganie i innowiercy, bo misja nie dzieli ludzi tylko wszystkich traktuje tak samo. Wszystkim pomaga zarówno zdrowotnie, edukacyjnie, wspiera wszelkie inicjatywy. A siostry swoim poświęceniem i posługą dają wszystkim przykład jak żyć dla drugiego człowieka. Powiem szczerze, że cały wywód zrobił na mnie wrażenie i cieszę się że mogłem tego posłuchać.
Kaplica u Sióstr Komunię każdy sam sobie brał
Po mszy porozmawialiśmy chwilkę z księdzem, a następnie udaliśmy się do naszego pokoju, bo ktoś miał nam dostarczyć śniadanie. Siostra Sabina powiedziała mi jednak żebym się nie zdziwił jak się spóźnią. TIA (This is Africa)
Znaleźliśmy nasze śniadanie no i znowu jestem zachwycony: chleb, 6 jajek, marmolada i dwa termosy z woda, żeby zrobić kawkę. No poprostu lux. Potem idziemy do Meggi, bo już tam na nas czeka Bronia z sałatką owocową.
Śniadanko
Bananowiec w ogrodzie u Gosi
Afryka… Nosz kurcze to są naprawdę moje klimaty! Właśnie nastąpiła kolejna zmiana planu dnia. Po tym jak poszliśmy do domku Meggi, ustaliliśmy z Bronią, że pójdziemy sobie na spacer na markety… No ale skoro byliśmy już na marketach, to jak tu nie podejść do kościoła, który zawsze wspominamy z sentymentem, bo tam poznaliśmy naszych dwóch polskich misjonarzy ks.Maćka i ks.Michała. Obaj już tu dawno nie pracują, a na misji jest teraz ks.Dominic – Zambijczyk.
Okazało się, że Bronia przywiozła do kościoła wieczną lampkę. I nagle Bronia wpadła na pomysł, że może ja od razu zamontujemy. Nie sposób opisać miny ks.Dominika. Bidulek nie wiedział co się dzieje. Bronia do niego od razu: „Father mamy lampkę do kościoła, Marcin jest elektrykiem to ją księdzu od razu podłączy i będzie pięknie itd.”
Tak od słowa do słowa po chwili ksiądz już nam otwierał plebanię, przyniósł kable elektryczne, miejscowe chłopaki przez okno wstawiały drabinę, żebym mógł się dostać do puszki elektrycznej, a ja zacząłem się wspinać i rozkminiać jak tu jest co podłączone.
Czekamy na drabinę Łukasz pucuje świeczniki
W międzyczasie Łukasz zajął się czyszczeniem świeczników na ołtarzu z wosku, a Bronia dostała zgodę księdza na wyczyszczenie tabernakulum.
Efekt finalny był taki, że ksiądz był uśmiechnięty od ucha do ucha, lampka wieczna świeci pięknie na ołtarzu, świeczniki mają miejsce na nowy wosk, a tabernakulum błyszczy jak nowe. Do tego Łukasz jutro będzie ministrantem podczas wieczornej mszy w kościele. A plan pierwotny był taki że idę sobie do Arki Noego pooglądać co tam nowego. No ale plany są po to, żeby je zmieniać.
Happy father Dominic
Mimo wszystko udało nam się jednak odwiedzić na chwilkę nasz Arkę. Przyszliśmy akurat kiedy dziewczynki z różnych klas ćwiczyły śpiewanie i tańczenie przed jakimś występem. Nawet Łuki się załapał na wspólną próbę, ale muszę przyznać, że jest nieco drewniany.
Łuki na próbie chóru
Udało mi się też zamienić kilka słów z Bernardem i jest duża szansa, że jutro spotkam się z Priscillą. Priscilla jest nasza zambijską podopieczną już od ładnych 10lat albo i dłużej. Ostatni raz ją widziałem 2 lata temu kiedy przyszła pokazać swojego synka Blessingsa. Mały był wtedy przerażony, jak zobaczył takiego wielkiego białego stwora – czyli mnie – i nie był zbyt chętny do nawiązania kontaktu. Mam nadzieję że tym razem będzie inaczej.
Umówiłem się też na jutro z nauczycielami, że będę chciał przyjść porobić zdjęcia dzieciakom z naszego przedszkola. W końcu też po to tu przyjechałem.
Niesiemy do Meggi świeżo upieczone bułeczki Łukasz odrabia lekcje Obiadek
Potem poszliśmy do Meggi, bo miał za chwilę przyjechać Beniamin i zabrać nas na swoją farmę. Beniamin jest z pochodzenia Szwajcarem, który od dziecka mieszka w Afryce. W Zambii mieszka od kilkunastu lat, tu się ożenił z Zambijką i ma dwóch synów. Gosia mówiła, że jego farma to jest przepiękne miejsce w Mpanshyjnych górach. Oczywiście od razu wyczułem świetną okazję do kolejnego lotu dronem, a Beniamin jak się dowiedział, że będę latał, to również poprosił o wykonanie zdjęć z powietrza. W ten oto sposób znowu zupełnie nieoczekiwanie będę miał zajęcie, które komuś przyniesie pożytek.
Wsiedliśmy wszyscy do pickupa i ruszyliśmy w busz. To było niezłe przeżycie. Jechaliśmy po mega kamienistych i wyboistych drogach. Po drodze mijaliśmy kilka malutkich wiosek, składających się czasem nawet z tylko jednego glinianego domku… Czad!! Kocham te klimaty. Dla mnie to absolutna atrakcja, a dla tych ludzi całe życie. Przez cały czas gdy jechaliśmy Beniamin opowiadał nam o swojej filozofii dbania o tutejszy ekosystem. Bardzo dobrze się go słuchało. Nawet z Bronią zaczęliśmy go namawiać, żeby może robił swoje vlogi i wrzucał to dalej, bo na prawdę ciekawie opowiadał.
Wioski po drodze Wąwóz ze strumieniem i roślinnością Busz Po porze deszczowej zniszczona przeprawa Droga przez Mpanshya
Kiedy dojechaliśmy na miejsce, Beniamin oprowadził nas po swoim dziele. Kosztowało to mnóstwo pracy, ale efekt super. Ma tu hodowlę świnek, stawy z rybami, prysznice i toalety dla chętnych na górskie safari czy to piesze czy też rowerowe. Tu od razu muszę zrobić wrzutkę, że to idealne miejsce dla Peak Ride na testowanie swoich e-bikeów.
Płynie tu też strumień, którego źródło wybija u podnóża Sally na końcu wąwozu którym szliśmy. Woda w tym strumieniu jest tak czysta, że Beniamin nabierał ja prosto do swojego bidonu i ja pił. Ja się nie zdecydowałem, ale wierzę że jest ok. Bo już kiedyś jak się okazało piłem w Afryce wodę prosto ze strumyka. …i żyję.
Psy Beniamina, dwa wielkie rodezjany – psy na lwy Gotowy do startu. Ze względu na wszędobylski kurz, lądowiskiem był samochód Beniamina
Po skończonym spacerze przyszedł czas na dronowanie. Przeleciałem całą dolinę wzdłuż i wszerz. Obleciałem wszystkie zabudowania, a także doleciałem aż do samej skalnej ściany na końcu wąwozu, gdzie było jezioro że źródłem.
Ale ekstra sprawa. Beniamin stal tylko za mną patrząc w ekran na kontrolerze i przez ramię mówił co by chciał, żeby jeszcze nakręcić. My siedzieliśmy w aucie, a nad nami leciał dron i łapał widoki. To było super jeśli chodzi o doskonalenie moich umiejętności jako operatora drona, a dla Beniamina świetna okazja do zdobycia nowego materiału zdjęciowego.
Tam u podnóża skały wybija źródełko Droga w buszu Widok z góry na nasz samochód Łazienki i prysznice Insaki Między drzewami widać taflę jeziorka Tą drogą tu przyjechaliśmy Łuki zapałał się na zdjęcie
Po powrocie poszliśmy razem z Meggi do miejscowego lodge gdzie zjedliśmy sobie wspólnie kolację.
Potem w całkowitych ciemnościach wróciliśmy do domu i poszliśmy spać. Tym razem jednak, nauczony doświadczeniem napełniłem do pełna wiadro wodą, coby mieć zapas na poranne czynności, gdyby nam znowu wody zabrakło.