Lusaka – 24.09.2021

Po wylądowaniu w Lusace czekała nas niespodzianka. Otóż pod samolot podjechał po nas autobus. To było coś nowego, bo zawsze szło się do terminala na nogach. Sprawa wyjaśniła się bardzo szybko, gdyż okazało się, że od naszego ostatniego pobytu w 2019r został ukończony nowy terminal, a lotnisko znacznie się rozbudowało.


Na lotnisku była kontrola sanitarna i sprawdzano nasze testy covidowe. Patrzyli na kartki z wynikiem. Od Łukasza Pani nie patrzyła tylko na moje, ale obok stał Pan co sprawdzał wszystkim. Ponieważ za kilkanaście dni musimy jakoś wrócić do Polski, szukałem na lotnisku punktu, w którym można zrobić test. Niestety testowania tam nie było. Trzeba się będzie dowiedzieć czy musimy mieć w drodze do Polski. Bo na terminalu w Doha nie przechodzimy żadnych bramek tylko przesiadka jest w ramach jednego budynku.

Potem poszliśmy do immigration, gdzie miła Pani wbiła nam wizę wjazdową do paszportów i już mogliśmy udać się do hali przylotów, żeby odebrać nasze bagaże. Mam nadzieję, że tym razem przylecą z nami 🤪. Wiza kosztowała 50$, a Łuki nie płacił jako dziecko. Z tego co zrozumiałem dzieci do 9-go roku życia nie płacą.

Nowy terminal Kaunda International Airport w Lusace jest spoko. Wszystko jest tak, jak być powinno. Duża w porównaniu do poprzedniej hala przylotów jest zdecydowanie przyjaźniejsza dla podróżnych. Do tego wszystkie nasze bagaże przyleciały 😃

Po odebraniu bagaży poszliśmy do wyjścia, gdzie czekał już na cały komitet powitalny. Była siostra Jeremi, siostra Alphonsina, siostra Valeria i ks. Kazimierz Socha SDB. Przywitaliśmy się, a siostra Valeria zaczęła się śmiać jak mnie zobaczyła i mówi dlaczego jej nie napisałem że przylatuję😂

Dzisiaj się rozdzielamy. Siostry jadą razem do Chilangi, a my z Bronią i ks. Kazimierzem do Salezjanów. Jutro będzie wielka uroczystość w Chilandze, bo siostry obchodzą jubileusz 50-cio lecie pobytu sióstr Boromeuszek w Zambii. My też tam będziemy, ale to dopiero jutro.


Najpierw jednak pojechaliśmy do Zamtelu, żeby sobie zarejestrować zambijskie karty sim do telefonów. Było z tym trochę komplikacji, ale ostatecznie udało się i mój telefon już działa. Nie mogli nas zarejestrować jako Polaków, bo była awaria systemu. Ale potem w innym punkcie się udało, tyle że mój telefon działa, a karta Broni nie. Karta kosztowała 5kwacha, doładowanie 300kwacha.


W drodze do Salezjanów zatrzymaliśmy się jeszcze na kawce i ciastku w Manda Hill (miejscowe centrum handlowe), a potem pojechaliśmy do Salesians of Don Bosco. Plan jest taki, że dzisiaj śpimy tutaj, a jutro rano jedziemy do Chilangi. Po imprezie, razem z Siostrą Józefą jedziemy do Chamilali.
Pogoda jest super. Temperatura idealna dla mojej żony 😁. Zimno!!! 25st i lekki wiaterek.

Po dojechaniu na miejsce wnieśliśmy wszystkie bagaże do pokoju i odpoczywaliśmy. Nie rozglądam się tutaj, bo zaraz wyjeżdżamy, dopiero w Chamilali wszystko rozpakuje. Dobrze, że podstawowe rzeczy mamy w bagażu podręcznym, więc nie ma potrzeby rozkładania wszystkich walizek.

Na miejscu czekała na nas niespodzianka. Zaproszenie na jutrzejsze uroczystości oraz koszule uszyte specjalnie dla mnie i dla Łukiego :))).

Potem poszliśmy na mszę św do kościoła obok. Msza św była taka zwykła w njanja, bez kazania. O godzinie 18 już było ciemno. Dzisiaj na kolację ks. Andrzej zrobił placki ziemniaczane. Pyszne były. Po kolacji od razu poszliśmy spać.