2019.11.28 – Nairobi -> Amsterdam -> Warszawa
Hotel był spoko. Zresztą Sheraton to marka sama w sobie.
Powiem szczerze, że nawet się całkiem nieźle wyspałem. Łuki poszedł spać od razu, czyli około 0:30. Ja trochę później, bo musiałem jeszcze wszystko poogarniać i przygotować na jutro rano.
Pobudkę mieliśmy zaplanowaną na godzinę 5:30, bo o 6:00 zawożą nas na lotnisko, więc wszystko musi być gotowe.
Obudziłem się o 5:15. Wyspałem się jak dziecko, dobrze że potrafię się szybko wysypiać, to znacznie ułatwia takie akcje… Łukiego obudziłem chwilę później. Od razu go wykąpałem, bo trochę półprzytomny jeszcze, ubraliśmy się i w zasadzie punkt 5:30, gdy zadzwonił Pan z recepcji żeby nas obudzić, my już wychodziliśmy z pokoju, żeby jeszcze zjeść sobie śniadanko.Zaraz po śniadaniu, przyjechał po nas samochód i parę minut po 6 byliśmy już na lotnisku.


Żeby wejść na lotnisko trzeba było przejść przez kontrolę bezpieczeństwa, więc musieliśmy się znowu rozpakować. Spoko… Ok… Byle polecieć dalej.
Załatwianie nowego lotu zajęło nam prawie godzinę !!!! Okazało się, że nic nie byłozabukowane. Pani w ogóle była zaskoczona, że my chcemy gdzieś lecieć….Tragedia z tymi liniami. Ostatecznie skończyło się na tym, że znalazły się dla nas miejsca w samolocie porannym do Amsterdamu.
Wydaje mi się, że tylko dzięki temu, że powiedziałem iż KAZANO nam rano przyjść, bo lecimy… Inaczej pewnie pani by nas odesłała do hotelu. Jedno jest pewne, w Afryce nie można się złościć i nawet jak ma się ochotę wszystkich wystrzelić w kosmos, to z uśmiecham na ustach prosić, rozmawiać o pierdołach, itd. itp… tak czy tak zrobiła się już 7:00, a baoarding jest do 7:20!!!…. Strasznie się to wlekło, ale wreszcie dostaliśmy bilety. Ucieszyłem się, że już….
A tu kolps…
okazało się, że teraz czeka mnie Immigration… a tu kolejka…Pogaduszki przy okienkach… zaczynam się gotować, bo już jest 7:06!!!!… Zaraz spóźnimy się na samolot!
Wreszcie podeszliśmy, zeskanowali mi odciski palców, Łukiemu zrobili zdjęcie i nas przepuścili… uff… 7:10… mamy jeszcze spokojnie 10 minut, idziemy sobie korytarzem do GATEa, zaraz sobie polecimy…
KOLEJNA KONTROLA BEZPIECZEŃSTWA ?!?!?!?! no po jakiego??? Kolejkaaż się zawija… Podbiegłem do jednej z obsługujących tu kobiet i mówię, że jestem z dzieckiem i że za 5 minut mamy samolot do Amsterdamu! Kazała mi iść do kolejki, gdzie idą wszyscy priorytetowi… no chociaż tyle, choć tutaj też 5 osób… Nawet nie mogę sobie pod nosem powiedzieć, co o tym myślę &^@*(^& i wściec nie mogę, bo Łuki cały czas na mnie patrzy ipróbuje rozkminić, co się dzieje i dlaczego tak biegamy… Wreszcie była nasza kolej, oprócz bagażu kazali mi też zdjęć buty.
Jak tylko nas przeskanowali kazałem Łukiemu od razu brać wszystko w ręce bez zakładania na siebie, sam wziąłem też moje rzeczy i w samych skarpetkach pobiegliśmy do bramki… To musiało wyglądać nieco komicznie z boku, jak dwóch białych, duży i mały leci na złamanie karku z betami w rękach, a do tego duży w skarpetkach, ale mam to w nosie. Ważne, że dotarliśmy do bramki punkt 7:20…
Takiej gonitwy się nie spodziewałem…Już przy naszej bramce ubraliśmy się, ja założyłem wreszcie buty i czekaliśmy na boarding… uffffff…


Podróżowanie z dzieckiem ma swoje plusy. Wszędzie cię wpuszczają jako pierwszego. Dlatego też na pokład samolotu weszliśmy sobie od razu jak tylko otworzono bramkę…
Lecimy boeingiem 787 dreamliner linii Kenya Airways.
Łuki nie chciał iść spać, ale się z nim umówiłem że jak się prześpi 5 minut, to mu pozwolę się bawić monitorem pokładowym. Powiedział, że 3 min. Powiedziałem, że może nawet 2 min ale uczciwe, to mu pozwolę.
Spał prawie 5 godzin 😀 hihihihihi…. wiedziałem, że tak będzie. Negocjował twardo i wynegocjował ;). W czasie lotu dostaliśmy śniadanko i obiad. Było całkiem dobre. Ja spałem ze 4 godziny. Jest OK.

Łuki jest z siebie dumny, bo sam w samolocie już chodzi do ubikacji. Na prawdę muszę uczciwie powiedzieć, że jest świetnym kompanem na wyprawie. To naprawdę jest bardzo ciężki i intensywny wyjazd jak dla takiego malucha, jednak Łuki daje radę, naprawdę daje radę.
Nareszcie EUROPA…
Lądowanie w Amsterdamie odbyło się zgodnie z planem. Lot był spokojny. Lubię Dreamlinery, bo są niezwykle stabilne w locie. Gdy wysiedliśmy z samolotu, postanowiłem podejść do Transfer desku i zapytać,czy nie uda się przebukować naszego lotu do Warszawy na Kraków.
Aga znalazła kilka alternatywnych połączeń, postanowiliśmy więc spróbować, czy się nie uda czegoś zmienić.
Najpierw pani powiedziała nam, że mamy bagaż główny nadany do Warszawy, więc musimy lecieć za bagażami. Jak powiedziałem, że jakoś do Lusaki przylecieliśmy bez bagażu i dało się, to poszła gdzieś porozmawiać. Wróciła i stwierdziła, żebyśmy przyszli na 19-tą, bo będzie lot do Krakowa. Tyle, że są wykupione wszystkie miejsca, ale może ktoś się nie zgłosi, to jest szansa wskoczyć na te miejsca. Pozostało nam siedzieć i czekać od godziny 15, do 19..
W tym samym czasie Aga dowiedziała się, że można się starać o zwrot dodatkowych kosztów z powodu opóźnienia samolotu, takich jak na przykład jedzenie zakupione na lotnisku. Trzeba tylko przedstawić paragon. Ponieważ zdążyliśmy zgłodnieć, no i nie mieliśmy nic do picia, poszedłem kupić kanapki i herbatę do jednego sklepu na terminalu. Zapłaciłem, pani pyta, czy chcę paragon. No to mówię, że chcę, bo jest mi potrzebny. I okazało się, że akurat teraz zepsuła się im drukarka do paragonów ;P…
Pozostawiam to bez komentarza. ;P

W końcu doczekaliśmy 19-tej. Pomimo kilku podejść i prób różnych opcji, niestety nie udało nam się zmienić lotu, więc została Warszawa. Tym razem jest to już pewne, że możemy wylecieć o godzinie 21 i będziemy na miejscu o północy. Przyjedzie po nas mój brat i wrócimy razem do Krakowa ;)Teraz już się śmieję, ale rano to było kiepsko …. Bo nie wiadomo było, czy uda się dostać na ten wieczorny lot. Początkowo próbowali nas przekierować na następny dzień. Wtedy musielibyśmy zostać w Amsterdamie na noc. I dopiero w piątek wylecieć. Także mimo wszystko wrócimy w tym dniu, w którym planowaliśmy, tylko wiele godzin później.





Dolecieliśmy. Mój dzielny braciszek nas odebrał. Jeszcze tylko 300km i będziemy w domku 🙂
Po 4 godzinach dotarliśmy do domu.
Nasza wyprawa dobiegła końca. Czekamy na następną 😛