Powrót do domu…
Zaczyna się robić ciekawie… Noc była spokojna, tyle że jeszcze zanim się położyłem spać dostałem informację z travelinfo, że nastąpiła zmiana czasu odlotu samolotu Kenya Airways z Lusaki do Nairobi. Zamiast o 18:20 start ma być o 20:15…
To oznacza tylko jedno.
Nie ma najmniejszych szans, żebyśmy zdążyli na samolot do Amsterdamu !!! Lądujemy w Nairobi o 23:55, a Amsterdam startuje 23:59. To nam wali cały plan w tym momencie. Jestem ciekaw jak się sytuacja rozwinie. Na razie jest 4 rano, więc budzę Łuckiego i zbieramy się, bo zaraz wyjazd do Lusaki.
Zapakowaliśmy walizki na samochód. Łuki zjadł śniadanie w wersji francuskiej czyli kilka herbatników i woda ;). Najpierw pojechaliśmy do Mpanshya po Meggi, bo jedzie z nami dzisiaj do Lusaki.

Siostra dała mi profilaktycznie leki na malarię. Gdyby wystąpiły objawy mamy je zażywać.

Mieliśmy krótki postój w Mpanshya. Zjedliśmy u Sióstr śniadanko, bo w Chamilali nie było jak. Była już też siostra Martha. Bardzo się ucieszyła jak nas zobaczyła :). Po śniadanku pojechaliśmy po Meggi i ruszyliśmy do Lusaki. Nie wiem na razie, kiedy ostatecznie przylecimy, ale spodziewam, się że to raczej może być piątek. No chyba, że mają loty w ciągu dnia bo to interkontynentalny…

Droga ogólnie przebiegała bardzo spokojnie. Tuż przed wjazdem do Lusaki zmieniliśmy nieco plan i w pierwszej kolejności pojechaliśmy na lotnisko, żeby zobaczyć, czy nie uda nam się dowiedzieć czegoś więcej a’propos odlotu. Pierwotnie mieliśmy się spotkać z ks. Pawłem i pojechać z Siostrą zrobić zakupy dla Priscilli, ale przez te zawirowania z lotami woleliśmy być wcześniej na lotnisku.
Tym razem nie było korków w Lusace, więc od razu podjechaliśmy do terminala. Zostawiliśmy bagaże w samochodzie, gdzie Johny ich pilnował, a sami poszliśmy się czegoś dowiedzieć.

Niestety na miejscu biuro było zamknięte, bo trwał boarding na poranny lot do Nairobi. Próbowaliśmy zaczepić jednego Pana z KA, ale był bardzo zajęty i mówił, że mają jakieś „emergency in the plane”. No i czekaliśmy dalej…
Było spore zamieszanie. Bo stał samolot do Nairobi, ale coś nie mógł wystartować. Natomiast na rozpisce na lotnisku na tablicach informacyjnych nasz lot był „on time”. Według smsa, którego dostałem nie.. I nie było kogo zapytać. Może okaże się dopiero po południu, co i jak. Najgorsze jest to, że nie ma innych połączeń do Nairobi. Tym samolotem, który teraz odlatuje nie dało by rady, bo już był boarding, a poza tym full.

Stwierdziliśmy, że nie będziemy dłużej czekać na lotnisku, bo tu się nic nie dzieje i nikt nic nie wie. Wrócimy po południu i będziemy czekali na rozwój wypadków. W razie czego od razu będe załatwiał, żebyśmy w Nairobi mieli nocleg. Bo wylądujemy w środku nocy.. Ale liczę jednak na to że wszystko będzie ok.
Na duży minus „flight alert” jest to, że treść maila kończyła się słowami: „ Aby uzyskać więcej informacji, skontaktuj się z centrum obsługi. Z poważaniem „ – i nikt pod tym nie jest podpisany. Nie było też podanych żadnych danych teleadresowych. A z kolei, jak dzwoniliśmy na numer z smsa, którym dostałem tą informację, to włączała się sekretarka automatyczna. Aga w Polsce wydzwaniała od jednego biura do drugiego, żeby się czegokolwiek dowiedzieć i każdy umywał ręce. Linie lotnicze przekierowywały do biura, w którym był dokonany zakup. Z kolei biuro sprzedaży, twierdziło, że ono tylko sprzedaje i nie ma wpływu na rozkład lotów. Tak czy tak, jedyne co się jej udało potwierdzić, to fakt, że samolot będzie spóźniony i nie zdążymy na samolot do Amsterdamu. Następny lot będzie dopiero następnego dnia rano, ale nie wiadomo, czy będą w nim miejsca. I wszystko mamy załatwiać na lotnisku.. Wychodzi na to, że jeśli się uda, to w Warszawie wylądujemy o 23:25, zamiast o godzinie 12 w południe. Nie będę Agi z dzieciakami ciągnął, żeby nas odebrała. Na szczęście mamy przyjaciół w Warszawie, na których zawsze można liczyć i w razie potrzeby zaopiekują się nami. Bo my nie mamy kurtek, ani butów zimowych, nic.. Plan był taki jak zawsze, że Aga przywiezie cały ekwipunek na lotnisko, jak nas będzie odbierała.
Damy radę!!! Poniekąd mnie to jakoś specjalnie nie dziwi, bo zawsze coś takiego nam się przytrafia. Dzwonił przed chwilą ks.Banda z życzeniami dla nas spokojnej podróży… Idealnie się wstrzelił. 🙂
Wróciliśmy na lotnisko. Pan z obsługi powiedział, że wszelkie możliwości interwencji w sprawie opóźnień itd.. można załatwiać w zasadzie tylko w Nairobi… Ale poszedł sprawdzić możliwości. Pokazałem mu na telefonie różne połączenia powrotne, które znalazła Aga i poszedł patrzeć. Powiedziałem, że jestem z dzieckiem i musimy być jutro w Polsce i żeby mi pomógł, bo jest tu najważniejsza osoba w tym biurze. Nie miałem pojęcia, czy coś wymyśli, ale długo go nie było, bo poszedł sprawdzić gdzieś indziej, bo powiedział, że od siebie z biura nie ma żadnych możliwości. Tymczasem na ekranach nadal Nairobi było „on time”.…

W końcu wrócił pan z biura Kenya Airways i powiedział, że niestety nie da się nam zmienić lotu na inną linię, gdyż na rezerwacji mamy nr 074, a to numer linii KLM i oni jako Kenya Airways nie mogą tego zmienić. Potwierdził, że jest faktycznie opóźniony, ale to co on zrobił ze swojej strony, to przebukował nam bilet na najbliższego KLMa z Nairobi do Amsterdamu na 8 rano jutro. Mamy więc już pewność, że na pewno polecimy do Europy. Powiedział, że w związku z tym, iż na nasz lot na pewno nie zdążymy, a kolejny jest w tym momencie planowany na jutro rano, to wydrukuje nam tu kartę pokładową ale tylko do Nairobi. Potem mamy się z nią udać do razu po przylocie do Nairobi do „Transfer Desk”, pokazać im ten boardingpass i powiedzieć, że ze względu na opóźnienie naszego lotu z Lusaki nie zdążyliśmy na samolot do Europy. Tam wtedy mogą spróbować nam znaleźć inną linię lotniczą, gdzie być może udało by się nas przebukować. Mamy od dyspozycji Airfrance i LUFTHANSA. Teoretycznie jest to możliwe, ale i tak wszystko dopiero okaże się w Nairobi. Gdyby natomiast nie udało nam się znaleźć alternatywnego połączenia, to zawsze mamy KLM’a na jutro rano. Wtedy zapewniają nam hotel, przejazd do niego i z powrotem na lotnisko.
Zobaczymy co to będzie, bo na razie cały czas nasz lot jest na tablicy KQ 704 18:20 Nairobi „ON TIME” ??????
Ostatecznie siedzimy sobie już kilka godzin na lotnisku w Lusace w oczekiwaniu na nasz opóźniony lot do Nairobi. Ogólne forma jest całkiem niezła, ale na pewno w samolocie muszę się zdrzemnąć. Zanim przeszliśmy przez bramki zdążyła do nas jeszcze dojechać siostra Józefa z Meggi i przywiozły ze sobą pyszny piernik. Zjedliśmy go, pożegnaliśmy się i poszliśmy się odprawić. Sama kontrola bardzo szybko poszła i po chwili byliśmy już przy okienku KenyaAirways, żeby wydrukować karty pokładowe i nadać bagaż. Potem udaliśmy się do okienka Immigration, żeby odbić wizę i mogliśmy już śmiało powiedzieć ” Zambio, tizaonana!”

Co prawda przygody nam się nie skończyły jeszcze, ale teraz to już będzie przygoda w podróży. Zambia nas żegna przepięknym zachodem słońca. Cieszę się że mogliśmy tu przylecieć, że tyle się udało zrobić. Nie wszystko da się opisać, ale najważniejsze że wracamy pełni wrażeń. Teraz już wsiadamy do samolotu. Przed nami lot do Nairobi.





20:15 start…
O godzinie 23:55 wylądowaliśmy w Nairobi. W pierwszej kolejności poszedłem do okienka i dowiedziałem się, że albo polecimy rano o godzinie 8 albo tak jak teraz wieczorem. Próbowałem rozmawiać, że z dzieckiem jestem, że muszę być w piątek w Polsce, bo mam zobowiązania, ale oni nic nie mogą zrobić, bo nie mają odpowiedzi z KLM i muszą na nią czekać.
Udało się jednak załatwić nocleg. Dostaliśmy wizę do hotelu. Nadal nie wiadomo, czy polecimy rano. To się okaże dopiero jutro. Jest lot do Amsterdamu, ale nie ma dalej. Nie da się też lecieć inną linią, bo jutro Airfrance nie lata, a Lufthansa nie mają.
Zostaliśmy dowiezieni do hotelu Sheraton. Mamy obiad i śniadanie. Jutro rano o godzinie 6 nas odbierają z hotelu i wiozą na lotnisko. Tam się wszystko okaże. Na ten moment nic więcej nie możemy zrobić. Przygoda trwa nadal. Tutejsze materace mają chyba ze 30 cm grubości! Ogólnie samopoczucie mam już dużo lepsze, bo dosyć mocno zirytowałem, bo nasz samolot do Amsterdamu zaparkował obok naszego KLMa!!!!!!. Niestety nie dało się już wejść na pokład… Zabrakło nam nie wiem czy nie 20 minut…
No ale trudno. Tak czy tak docelowo jest Warszawa i albo to będzie jutro w nocy, albo piątek około godziny 12-tej.

