2019.11.23 – Safari w South Luangwa National Park

Safari było super!!!!!

Żyjemy!!! A poniżej relacja z wycieczki.

nasz „safari car” którym pojedziemy oglądać zwierzęta

Zaczęło się standardowo… Czyli zanim ruszyliśmy na safari złapaliśmy kapcia w naszym „safari carze” jeszcze stojąc na parkingu…

Komedia :D…

Ale tu ciekawostka. Okazało się, że nasze koła są przykręcone tylko na trzech śrubach. Mało tego, śruby te nasz kierowca odkręcił palcami!!!

Kiedy się zapytałem czy aby nie za słabo, powiedział że tak musi być, bo jak się zepsuje koło na terenie parku to trzeba szybko wymienić zanim lwy nas znajdą!!!

Yyyyyy… No to się nieźle zapowiada 😛

Kierowca ręcznie odkręca koło

Kiedy już kierowca uporał się z usterką, wsiedliśmy wszyscy do samochodu i wyruszyliśmy na safari.

jedziemy do parku narodowego

Wjechaliśmy do parku narodowego, gdzie jak się na wjeździe okazało, nic nie musieliśmy nic płacić. Dlaczego? Otóż uprzejmy Pan strażnik powiedział, że od księży, sióstr zakonnych i ich gości nie weźmie opłaty 🙂 Jak miło… Przynajmniej 40$ zostało w kieszeni 😉 Zaraz po wjeździe do parku spotkaliśmy pawiany. Hipopotamy i krokodyla widzieliśmy z mostu na rzece Luangwa, która tędy przepływa.
Potem, widzieliśmy antylopy, impala i guźce. 

impala

Następnie widzieliśmy stado dzikich psów „war dogs”, w oddali maszerowało stado słoni, ale my w pierwszej kolejności chcieliśmy znaleźć lwy. 

leżące przy wodzie dzikie psy

Udało nam się to po kilku minutach. Najpierw wypatrzyliśmy samotną lwicę, która szła wyschniętym korytem Luangwa do miejsca, gdzie jeszcze płynęła woda żeby się napić. 

w oddali samotna lwica idzie się napić wody
znaleźliśmy stado lwów

Chwilę potem już była mega adrenalina. Całe stado lwów odpoczywało przy wodopoju. Myślałem że będziemy patrzeć na nie przez lornetkę, ale się okazało, że podjechaliśmy do nich niemalże na wyciągnięcie ręki!!!!
Ależ niesamowite wrażenie! W dodatku nasz samochód bynajmniej nie zabezpieczał nas zbytnio, gdyby lwice postanowiły nas przekąsić… Jeeej, ale przygoda!

Całe stado lwów odpoczywa przy wodzie

Zostawiliśmy lwy w spokoju coby nie nabrały na nas apetytu i wyruszyliśmy na poszukiwanie słoni. To była szybką akcja. Ledwo wyjechaliśmy w pierwszy zagajnik, a tu na naszej drodze stoi sobie słoń i wcina krzaczki…

Cześć słoniku

Minęliśmy go i chwilę potem natrafiliśmy na zabitego bawoła, do połowy zjedzonego już przez lwy. Ależ śmierdziało, ale foto musiało być!

Zabity bawół

Wracając wyszło prosto na nas całe stado słoni. Były dosłownie oko w oko z nami. Okazały się bardzo miłe i poszły w swoją stronę…

Potem postanowiliśmy znaleźć żyrafy. Znaleźliśmy cztery i stado zebr przy okazji.

Zaczęło się szybko ściemniać więc zaczęliśmy wracać. Udało nam się jeszcze raz żyrafy zobaczyć. 

zambijskie Żyrafy
Zebry

Dla mnie osobiście było to absolutnie niesamowite. Ta bliskość dzikich zwierząt to jest coś tak niesamowitego, że jeszcze długo będę to wspominał. Podejrzewam, że Łuki też dostał dawkę wrażeń znacznie przekraczającą możliwości jego przyswajania. Pogoda też się udała. Jest tutaj dużo chłodniej niż w Chamilali, więc liczę na to że się dzisiaj wyśpimy. Jeszcze księża zaprosili nas na grilla. Zjemy i do spania. 
Kiedy poszliśmy na kolację, okazało się, że księża mają caterpilary (smażone gąsienice).

No to się pytam Łukiego: Czy chce spróbować?

Na to on spytał: Czy ja je jadłem?

Powiedziałem, że tak.

To on stwierdził, że też chce.

No i zjadł :P… Hihihihihihi 😀

Grillowane caterpillary ;P

To był dobry dzień 🙂