Chipata, wizyta u ks. Banda

Wstaliśmy dzisiaj o 3:30. Za każdym razem wydawało mi się, że dana noc była najgorsza, ale ta bez wątpienia była najgorsza z najgorszych. Cud, że w ogóle udało mi się zasnąć. Tak duszno i gorąco, to chyba jeszcze tutaj nie było. Łuki dzisiaj się prawie ugotował. Musiałem go co chwilę wachlować, przecierać mokrym ręcznikiem i dawać wodę do picia. Około godziny 2 w nocy przyszła potężna burza z deszczem i piorunami. Padało i padało.. A w zasadzie to była naprawdę ogromna ulewa.

Nie mogłem wyjść z pokoju, bo wszystko zalane… A mieliśmy się zbierać na zaplanowany wczoraj wyjazd. W końcu zdecydowałem się wziąć Łukiego na plecy, założyłem pelerynę i na bosaka po kostki w rwącej wodzie zaniosłem go do Sióstr. Taka przeprawa w stylu Cejrowskiego 😉 – butów się nie dało założyć.

Cali mokrzy wsiedliśmy do samochodu i z godzinnym opóźnieniem ruszyliśmy w drogę.

Po kilku godzinach jazdy dojechaliśmy do Chipata. 

 Idziemy tutaj na mszę św i w odwiedziny do ks. Banda.

Droga do parafii ks. Bandy

Msza św trwała ponad 3 godziny…  (jak w Afryce, chociaż dla nas to długo było). Były tańce, śpiewy, konkurs miejscowych chórów. Zdążyliśmy zgłodnieć zanim się skończyła. Łuki ponownie wywołał spore zamieszanie swoją osobą :). Wszyscy się na niego patrzyli :). 

Kościół
Wszyscy tańczą i śpiewają
Łuki idzie złożyć ofiarę do koszyka
tradycyjne powitanie „visitora” – Łuki już się w tym świetnie odnajduje

Po mszy św poszliśmy do księży do domu na śniadanko i zostawiliśmy obrazki Pana Jezusa Miłosiernego (na odwrocie modlitwa w języku angielskim), które przywieźliśmy dla nich z Łagiewnik.

Na plebani też są kurczaki

Teraz jedziemy do South Luangwa National Park, żeby oglądać dzikie zwierzęta.

To punkt programu specjalnie dla Łukiego. 🙂

Przy okazji wszyscy też skorzystamy 😉