Zambia 2015 – niedziela

Tak jasno jest od 5 rano

Dzień rozpoczął się od mszy św w tutejszej kaplicy. Pojechaliśmy samochodem. Po dojechaniu na miejsce okazało się, że kościół jest zamknięty na kłódkę 😉 …bo nie został  posprzątany po remoncie podłogi. W tygodniu byliśmy oglądać postępy prac i tak zostało do dzisiaj. … 😉 hehehe… jak to mówią – „T I A” -This Is Africa :D… ale mam ubaw :)))))… 

Czekaliśmy chwilę aż ktoś przyniesie klucze. Po otwarciu okazało się że nie tylko jest nie posprzątane, ale też remont nie jest skończony… W końcu decyzja zapadła. Ponieważ kościół jest w katastrofalnym stanie, ksiądz powiedział, że robimy plener ;). Więc ludzie zaczęli wynosić ławki na zewnątrz.

Ludzie wynoszą ławki na pole
przygotowanie do mszy świętej

Msza św trwała 3 godziny !!!. Ludzi było bardzo dużo. Wszyscy jak to w Zambii elegancko ubrani, tradycyjnie podzieleni na dwie grupy. Po prawej stronie siedzieli panowie,  a po lewej kobiety i dzieci. Ja tradycyjnie robiłem masę zdjęć. Ksiadz prosił, żebym robił zdjęcia jego aparatem. Wiec znowu byłem jak paparazzi 😉

Instrumenty muzyczne, w tle perkusja
składka

Podczas mszy św ksiądz Paweł rozdał ludziom obrazki z okazji Roku Miłosierdzia. 

Zambijski kawał: Ile dzieci zmieści się do samochodu? (Odpowiedź pod zdjęciem)

Zawsze o jedno więcej 😉
Powrót z kościoła

Po mszy św. rozpoczęła się akacja pod kryptonimem „uwolnić  E.”. Ks. Paweł pojechał na spotkanie z człowiekiem, który złożył doniesienie na policję. Miał się dowiedzieć, jak wyglądała cała sytuacja i czy jest szansa na to, żeby wycofał oskarżenia. Na farmie zostałem ja, Ewelina i Beata. Ja się pakowałem, bo po powrocie księdza mamy jechać do Mpanshya.
Czekaliśmy dość długo. Zdążyliśmy zjeść obiad i nadal nie było żadnych informacji jak idą sprawy. .. Ksiądz nie odzywał się 1,5h. Zastanawialiśmy się dlaczego i rozważaliśmy: dwie opcje. Albo gość nie przyszedł i na niego czekają, albo trwają negocjacje. W końcu stwierdziliśmy, że szkoda siedzieć bezczynnie i poszliśmy z dzieciakami w busz, bo nas zabrały na wyprawę po mango. ..

Było już po godzinie 16-tej… i nadal nie mieliśmy żadnych wieści. Trochę się denerwowaliśmy. Pocieszające było to, że tyle trwa, to może znaczyć tylko, że coś się dzieje. Jeśliby się dogadali, to ja na miejscu księdza od razu pojechałbym na policję, żeby kuć żelazo póki gorące.  Jedno jest pewne. Dziś tez do Mpanshya nie pojadę, bo zaraz się ściemni, a nasz samochód nie nadaje się na długie trasy w nocy…
Wrócili !!! Mamy informację że udało się sprawę pozytywnie załatwić i jutro E. wpuszczą na wolność. Dowiedzieliśmy się, że negocjacje były długie i trudne. Okazało się, że nasz chłopak za niewinność nie siedzi i że mimo wszystko też brał czynny udział w bójce. Chłopaki (pozostali, którzy się bili) na kolanach przepraszali i błagali o wybaczenie pobite osoby. Koniec końców wycofano oskarżenie, a ksiądz uzgodnił, że chłopaki przyjdą odpracować w polu w ramach zadośćuczynienia. Jeśli E. wypuszczą, to dostanie kolejną szansę od życia i tylko od niego będzie zależało, jak tą sytuację wykorzysta. 
Nasz samochód stracił wspomaganie kierownicy. Wylał się cały płyn. Fatalnie. Ksiądz już się nie może doczekać na swoje motory. Ten samochód został mu pożyczony, ale jest stary, długo stał i się teraz psuje. …
Plan na jutro.
Jedziemy rano do aresztu po E., a potem jak nic się nie zmieni do Mpanshya i jak będzie transport to do Chamilali.

Damy radę.