Zambia 2015 – Kulanga bana
Po przejechaniu Chongwe po jakichś 20km skręca się w prawo z głównej drogi i taką czerwoną, szutrową dróżką jedzie sie ok 7km.

Kulanga Bana Farm to miejsce, gdzie „wychowują” się dzieci zabrane z ulicy. 80 km od Lusaki w kierunku Mpanshya. Mieszka tu teraz około 30 dzieciaków (28 chłopców i 2 dziewczynki)
Nie ma tu za wiele, ale za to są dzieciaki, które mama Caroll próbuje przy pomocy swojej fundacji ratować z ulicy. Dzieci są w różnym wieku: od kilkuletnich do nastolatków i nawet pełnoletnich (ale w mojej ocenie wyglądają max na 15lat). Ośrodek jest niezbyt imponujący, ale działa.
Maja pole uprawne, kozy,kury, jajka… Panie kucharki dbają o to, żeby dzieciaki nie chodziły głodne. Podstawowym posiłkiem tu jest nshima. Czasem țrochę kapusty z jajkiem, może kurczak.

Dzieciaki są fajne choć każde z nich już ma za sobą jakąś ponurą historię. … Pomagają tu księdzu dwie dziewczyny z Polski: Beata i Ewelina. Od stycznia Beata idzie pracować jako pomoc medyczna do szpitala w Mpanshya. Ewelina niedługo też jedzie gdzieś do sióstr pomagać.

Tu w okolicy jest już kościół. Ludzie są w szoku, że co tydzień mają mszę św. Do tej pory mieli raz na trzy miesiące albo i rzadziej. Dlatego bardzo się starają i cieszą, że ksiądz Paweł jest z nimi.
Ksiądz zajmuje się tu głównie katechezą. Jest tu dopiero od dwóch miesięcy i wszystko organizuje. Warunki są więcej niż spartańskie. Ale jest ok.
Ja już planuję wyjazd do Mpanshya i Chamilali na spotkanie z siostrami, żeby dostarczyć przesyłki, które przywiozłem ze sobą.

Domek, w którym po lewej swój pokój ma ksiądz, a po prawej mieszkają wolontariuszki i dziewczynki (dla bezpieczeństwa).

Obok domek, w którym są sypialnie chłopaków, jadalnia, klasa i prysznice. Woda jest ze studni głębinowej. Nie ma prądu.

Obok pola uprawnego mama Carol buduje domek z łazienkami i kuchnią dla wolontariuszy.


Wieczorem ks. Paweł odprawił mszę świętą w swoim pokoiku.