Wyprawa do Meksyku – Mexico City i Campeche
Po 3 godzinkach spędzonych na lotnisku w Paryżu nareszcie wsiedliśmy do naszego Boeinga 747-400. Myślałem sobie:”jumbo jet” to wielki samolot, elegancko się będzie leciało… Jakież było moje zdziwienie gdy się okazało, że ledwo się mieszczę na moim siedzeniu… ciasno i wąsko. Całe szczęście że chociaż na nogi więcej miejsca, choć jak się pasażer z miejsca wcześniej rozłożył to nawet tego mi w pewnym momencie zaczęło brakować.

Na starcie mieliśmy godzinę opóźnienia, gdyż jak się okazało zepsuła się jakaś niewielka część w samolocie i musieli ją wymienić. Po godzince jednak dokładnie o 14:45 wystartowaliśmy do Meksyku 😉
Lot sam w sobie elegancki. Żadnych większych turbulencji, mimo że lecieliśmy nad Atlantykiem. Jedzonko też spoko. Napoje bez ograniczeń więc też OK. Filmy mogły by być ciekawsze, ale i tak sobie coś zobaczyłem, a potem trochę pospałem.
Cały czas miałem słońce za oknem. Widok kiepski bo na dole ciągle chmury, więc Oceanu się nie naoglądałem.

Po ponad 9,5 godzinach lotu, wylądowaliśmy w Mexico City. Olbrzymie miasto, góry widać było niezwykłą symetrię w zarysach miasta. (lądowaliśmy już po ciemku).

Samo lotnisko fajne. Sporo zamieszania w moim mózgu wprowadzały napisy i informacje w języku hiszpańskim, ale po krótkiej chwili adaptacji zacząłem się powoli we wszystkim orientować.

Skierowano nas do odprawy paszportowej gdzie musieliśmy oddać wypełnione karty imigracyjne które rozdano nam na pokładzie samolotu. Sama odprawa na luziku, wszyscy mili i pomocni więc poszło szybko. Przybyła mi w paszporcie pieczątka meksykańska 🙂
Następnie udałem się po odbiór bagażu głównego.(Bo tu zmiana operatora lotniczego więc bagaż się odbiera i idzie do kontroli celnej.). Po wypełnieniu kolejnego druczku, tym razem celnego, poszedłem do stanowiska gdzie bardzo sympatyczna pani odpytała mnie na okoliczność przewożonych kabanosów 🙂 i następnie kazała nacisnąć pomarańczowy guziczek(losowanie czy kontrola, czy nie)… zapaliło się zielone światełko, co oznaczało, że ten terminal opuszczam bez kontroli 😉
Zaraz za bramkami gdzie kontrola celna, w tym samym pomieszczeniu jest taśma na którą trze3ba było oddać bagaż główny jeśli leciało się dalej. Tak więc pożegnawszy się ponownie w moją dużą walizką poszedłem szukać terminala 2 z którego miałem dalej lecieć kolejnym samolotem już bezpośrednio do Campeche (czyt. Kampecze).
No i tu od razu Marcinek dał się zrobić na szaro. Najpierw kantor: kilka kantorów które maiły rożne ceny. Zdecydowałem się oczywiście na taki który miał najwyższy kurs peso czyli 13peso-1$. Wymieniłem 50$ i się okazało ze kurs jest już 12,80peso, bo oni dopiero od 100$ dają wyższy. Trudno i tak na lotnisku wymieniał więcej nie będę. Chodziło tylko o to coby mieć cokolwiek miejscowego.
Drugim jednak „elementem” na który nowo przybywający musi zwrócić uwagę są tzw. Panowie z „civil service” czy jakoś tak… Stoją sobie tacy na całym lotnisku, mają identyfikatory powieszone na szyjach i pytają czy nie trzeba pomóc. Jak się zatrzymacie i zapytacie np.: gdzie jest terminal 2?… Taki Pan weźmie wam wasz bilet do ręki, zacznie się wczytywać z wielkim skupieniem w to co jest na nim napisane i bez żadnego pytania zaczyna iść żeby was zaprowadzić. Jak już dojdziecie na miejsce, (w tym przypadku terminal 2 jest w innej części lotniska i jedzie się do niego taką fajną napowietrzną kolejką), Pan z „civil service” oddaje wam bilet i mówi: „Tip sir, give me tip…” hehehe… no to ja właśnie tak miałem :P… mówię do chłopa ze dlaczego chce kasę skoro go nie prosiłem o spacer, bo sam bym trafił. Ale on na to, że jest tu po to żeby mi pomagać, więc ja mu muszę dać „tip”… To wyciągnąłem 20 peso i mu daję, a On na to… „ale to za mało”, „20 peso to tylko 1 euro i żebym mu dał euro” to ja mu mówię, że euro mu nie dam bo nie mam, a On na to „że on mi wyda, tylko żebym mu dał euro” … po krótkiej wymianie zdań skończyło się na 40peso bo powiedziałem mu że absolutnie to jest max co mu mogę dać i Pan bardzo niezadowolony sobie poszedł a ja wsiadłem do kolejki żeby dojechać do właściwego terminalu 😛 …
Jeżeli na lotnisku coś się będziecie chcieli kogoś zapytać lub znaleźć drogę idźcie do punktów z napisem INFORMACJA. Są na środku hallu na całym lotnisku. 😉
Terminal 2, wejście G i już jestem w kolejnym samolocie 😉 małe to to takie… embraerek 😉 1:20 lotu i wylądowałem wreszcie w Campeche.


Ks.Kuba SDS przyjechał po mnie na lotnisko;)
zapakowaliśmy bagaże do samochodu i pojechaliśmy do szkoły która jest we władaniu Salwatorianów. Tutaj przez najbliższy tydzień będę sobie mieszkał, gdyż Salwatorianie mają wizytację swojego Generała i nie ma u nich miejsca.Pokoik jest fajny:)… długi dzień był dzisiaj;) dla mnie jest jeszcze 5.11.2014, a dla Was wPolsce już 6.11.2014 😉 Szkoła jest świetna. Ale o tym napiszę później…
idę spać…