16.11.2012 – Chamilala

Chimalala… 
Dziś pojechaliśmy do Chimalali. Po drodze mijaliśmy pawiany, baobab, targ w Lwangwa, most na rzece o tej samej nazwie, aż w końcu dojechaliśmy do nowej misji.

baobab…nie mogłem się powstrzymać 😛

Nic tam nie ma oprócz kaplicy i jednego domu!

Zawieźliśmy tam krzyż i malowaliśmy „ołtarz” i boczne ściany, przez cały dzień.

Na obiad dostaliśmy nszime, kapustę i … insua (czyli prażone robale termity:D) pyyycha… takie słodkie skwarki 😛 …

Pewnie z tej wielkiej termitiery 😀

domek termitów 😛

Przy drodze do Misji jest szkoła… zastałem tam dzieciaki przy pracy w polu…

tornister
ale ekipa zwarta i gotowa do…
…pracy

 Po pracy wróciliśmy do Mpanshya, gdzie udało mi się zrobić gniazdka przy naszych pokojach :D!!! Tak więc nie musimy już gonić z ładowarkami do Siostry, tylko mamy własny prąd i co najważniejsze jest na polskie wtyczki, a nie na angielskie jak wszystkie pozostałe.
Dziś wieczorem pakujemy się, bo jutro wcześnie rano wyjeżdżamy do Livingstone. Jedziemy Ja, Bronia i Klement.
Jest bardzo dużo komarów…gryzą skubane, ale nie ma stresu, łykam malarone, a jakby mnie coś złapało to dopiero za 10 dni, a poza tym siostra ma lekarstwa, więc looozik 😉
Znowu nie wydałem ani grosza!!!